wtorek, 15 lipca 2014

Chapter 1

Deborah to Zoey Deutch
I czyta się Debora :)

~Deborah~

Odetchnęłam chwilę i sięgnęłam po iPhone'a. Wybrałem numer Johanny. Mojej przyjaciółki, której mój popierdolony tatuś nie uznaje.
-Hej Jo. Musicie mi pomóc. Muszę wyjść. Ojciec chce mnie wysłać do jakiegoś cholernego internatu! - zawołałam przyciszonym głosem.
-O żesz... Debb, będziemy za godzinę.
-Niech Dylan ogarnie jakąś imprezę bo nie wytrzymam.. - jęknęłam do telefonu.
-Jas.. - zerwało połączenie. Spojrzałam na telefon marszcząc brwi.
Brak zasięgu.
Że słucham co? Wyszłam z pokoju, stanęłam u góry schodów. Na dole stał ojciec ze swoim telefonem.
-Koniec telefonu, internetu, wychodzenia - warknął. Gdy odwrócił się pokazałam mu środkowy palec. Co za dupek! Nie dziwię się że matka się z nim rozwiodła. Choć ona też nie lepsza. Znalazła sobie fagasa i mieszka teraz w Los Angels za kasę ojca. Co za pojebana rodzina. Oczekują ode mnie że będę przykładną uczennicą, grzeczną dziewczynką i przykładną córką. Ale wymagają chyba zbyt wiele. Znają mnie. Wiedzą że się nie zmienię. Chcieli królewnę, nie doczekają się. Zamknęłam pokój i otworzyłam okno wystawiając nogi na zewnątrz. Weszłam na drzewo rosnące obok i zeszłam po nim na dół. Wyjęłam z włosów liście i ruszyłam do bramy. Pomachałam do kamery który monitorowała ogród którym zamierzałam uciec. Już byłam przy bramie gdy ktoś złapał mnie w pasie. Odwróciłam głowę.
-Wracasz do środka Panienko - prychnęłam. Zawsze jest panienko. Gardzę tym.
Deborah
-Nope - próbowałam się mu wyrwać - Ed proszę! Muszę się stąd wydostać! On chce mnie wysłać do internatu..!
Patrzył na mnie chwilę.
-Kopnij mnie w krocze, ale nie mocno, żeby było że mi uciekłaś - mruknął cicho. Wyszczerzyłam się do niego i udałam że oddaję cios. Upadł na ziemię jakbym nie wiadomo jak mocno to zrobiła. Szybko wbiłam kod otwierający bramę i wybiegłam na zewnątrz.
-Dzięki Ed! - szepnęłam przez ramię biegnąc. Biegłam i biegłam póki nie natknęłam się na samochód Jo.
-Deb, wsiadaj! - pisnęła roześmiana. Wskoczyłam do samochodu i zobaczyłam siedzącego z tyłu Tony'ego.
-Hej Anthony - mrugnęłam do niego. Jęknął słysząc to imię. Było dla niego równie irytujące jak dla mnie jak zbyt często używa się 'Deborah' mimo iż nawet lubię to imię, ale lubię też Debby.
-Jak zawsze pyskata Deborah - mruknął.
-Musisz się wreszcie przyzwyczaić - zaśmiałam się - Dylan załatwił jakąś imprezę?
-Tak. Jedziemy najpierw do mnie, potem na chwilę do Tony'ego i na imprezę. I mamy też rozwiązanie problemu internatu..
-Jakie?! - od razu zbystrzałam.
Tony wcisnął mi w ręce jakieś papiery.
-Bilet lotniczy? Przecież będą wiedzieli.. - zaczęłam ale Jo mi przerwała.
-Kupiłam je na mnie. Polecisz na dowodzie. Będzie okej. Wybrałam Londyn.
-Wolę Doncaster...
-Nie marudź - warknął Tony.
-Co ty taki czepliwy? Okres ci się spóźnia? - walnął mnie w ramię, ze śmiechem oddałam mu - No, więc co się stało?
-Sasha go zostawiła - szepnęła Jo.
-Oj Tony.. było powiedzieć - wgramoliłam się na tył samochodu i przytuliłam go - Nie byłabym taka chamska..
-Ty zawsze jesteś chamska - mruknął, a ja wtuliłam się w niego mocniej.
-Ale wiedziałabym żeby nie kopać leżącego.. - uśmiechnęłam się - Ta impreza poprawi ci humor..
-Wiesz że nie możesz za bardzo balować? Masz w miarę rano samochód na lotnisko..
-Rano czyli..?
-O 10 masz samolot.
Jęknęłam głośno i odsunęłam się od chłopaka.
-Czemu aż tak wcześnie?
-Nie uważasz że gdybyśmy musieli czekać kilka godzin na późniejszy samolot byłaby większa możliwość że cię znajdą?
W sumie tak.
Kilka godzin później byliśmy już na imprezie. Piłam, ćpałam, próbowałam się rozluźnić. Impreza była boska, chociaż nie pamiętam ostatnich godzin zabawy. O 10 z gigantycznym bólem głowy wsiadłam do samolotu.
-Podać coś? - zapytała stewardessa.
-Coś na ból głowy i butelkę wody - wyszeptałam trzymając się za mój bolący łeb.
-Zajęte? - spojrzałam w górę na jakiegoś chłopaka. Pokręciłam głową i wstałam by usiadł na miejscu przy oknie. Mi robi się słabo gdy widzę jak samolot się unosi.
Wystartowaliśmy, stewardess podała mi to o co prosiłam.
-Długa noc? - spojrzałam w bok na tego chłopaka.
-Bardzo - połknęłam tabletki i popiłam wodą.
-Jestem Liam.
-A ja jestem skacowana - wyszeptałam. Zaśmiał się cicho. Osunęłam się w fotelu i próbowałam zasnąć.
-Halo.. Proszę Pani.. - ktoś szturchał mnie za ramię. Otworzyłam oczy. Stewardess - Już jesteśmy..
Wyszłam z samolotu, odebrałam mój bagaż który był w samochodzie i miał w sobie moje ciuchy i rzeczy które spakowała Jo. Moja kochana Johanna. Znamy się od kilku lat, ojciec jej nie lubi, tak jak reszty mojego towarzystwa. Ruszyłam do wyjścia. Było tu cholernie zimno. Wygrzebałam z walizki jakiś sweter czy coś.. nie kurtka skórzana Tony'ego jest lepsza. Oj będzie zły jak zobaczy że jej nie ma.
-Hej skacowana - odwróciłam się i tego chłopaka z samolotu, jak mu było.. Luke.. Liam? Tak, raczej.
-Cześć..
-Podwieźć cię gdzieś? - spytał.
-Nie wiem..
-Jak to nie wiesz? - zaśmiał się.
-W Stanach plan wydawał się lepszy.. Jo nie pomyślała o noclegu.. - westchnęłam.
-Chodź.. - zaczął iść w stronę parkingu - Skacowana, no tu..
Zmarszczyłam brwi i ruszyłam w jego kierunku.
-Nie musisz.. - zaczęłam.
-Wiem, ale mam na tyle dobrą duszę że ci pomogę. Ale nie osobiście, sorry.
-Hę?
-Moja narzeczona jest strasznie zazdrosna..
-Narzeczona? - nie wygląda na dużo starszego ode mnie!
-Od kiedy urodziło się dziecko jest jeszcze bardziej zaborcza..
-Whow, whow.. tyle informacji na raz, a ja znam tylko twoje imię! Nie musisz mi od razu mówić całej swojej biografii - powiedziałam szybko. Zaśmiał się.
-Mój przyjaciel pewnie pozwoli ci przenocować..
-Mam nadzieje że nie za specjalną zapłatę. Nie jestem dziwką.
-Nie obrażaj mojego przyjaciela i mnie.
-Okej - wsiedliśmy do samochodu. Liam wyjął telefon.
-Tommo? Masz dzisiaj dobry humor? (...) A na tyle dobry żeby przenocować dziewczynę?  (...) Teoretycznie tak.. (...) Nie raczej nie jest..
-Co nie jest? - syknęłam.
-Brutalnym zabójcom ani szpiegiem - szepnął i wrócił do rozmowy.
-No to jak? (...) Wiesz jaka Mili jest.. (...) Tak wiem że mam za miękkie serce, ale to dzięki Mikey'emu.. (...) Przywiozę ci ją za pół godziny.
-Dziękuje Liam - uśmiechnęłam się gdy skończył rozmowę.
-Nie masz za co. Trzeba będzie Tommo podziękować. Nie zawsze ma na tyle dobry humor żeby pomóc. A reszta moich przyjaciół również ma dziewczyny które są zazdrosne.
-Czy z tym chłopakiem jest coś nie tak, że nie ma dziewczyny?
-Po prostu nie lubi związków - wzruszył ramionami.
-Ale wiesz że to iż zabrałeś mnie z lotniska i pomagasz jest mega dziwne?
-Tak. Dziwniejsze mimo wszystko było to że wróciłem do szkoły żeby zbliżyć się do dziewczyny która jest teraz moją narzeczoną - spojrzał na mnie z uśmiechem. Okej.. na serio jest dziwny. Zatrzymał się pod dużym domem.
Liam wysiadł i poczekał na mnie, po czym wprowadził do środka.
-Louis! - zawołał. Ładny dom, ale nie większy od rezydencji mojego ojca w Stanach.
-Co? - chłopak o brązowych włosach ruszył do nas.
-To jest.. skacowana - zaśmiał się pod nosem, a ja wybuchłam śmiechem.
-Deborah - wyjaśniałam. Chłopak patrzył na nas jak na nienormalnych.
-Louis - burknął.
-Zostawiam Was, Milagros się denerwuje gdy nie ma mnie długo w domu. Do zobaczenia Deborah. Nara Lou.
Wyszedł. Zostawił mnie samą razem z tym obcym całkiem chłopakiem.
-Co tam? - powiedziałam po chwili. Louis uśmiechnął się. To możliwe? Póki Liam nie wyszedł na twarzy tego chłopaka nie było krzty radości - Jej... ty się uśmiechasz..
-Zdarza się - mruknął.
-EJ no sorry.. Czemu nie uśmiechasz się przy Liam'ie?
-A czy to ważne? Masz tu tylko spać..
-No wiem.. ale.. Może spędzimy miło czas? Jestem pierwszy raz od 7 lat w Anglii..
-To przykre. Piękny kraj. Skąd jesteś?
-Urodziłam się w Angli i aż do 12 roku życia mieszkałam w tym kraju - uśmiechnęłam się. Przeprowadziłam się bo rodzice się rozwiedli, a ja zamieszkałam z tatą w Stanach - A ty?
-Doncaster. 4 lata temu przeprowadziłem się tu. Nie sądzisz że lepiej zagrać w 20 pytań?
-Okej.
-Zaczynam. Dlaczego się przeprowadziłaś?
-Rodzice się rozwiedli. Czemu ty się tu przeprowadziłeś? Doncaster jest piękne.
-Przyjaciele. Skąd wiesz że jest piękne?
-Mieszkałam tam. Jak się nazywasz?
-Louis Tomlinson - fala wspomnień uderzyła we mnie jak wielka fala. Louis. Louis Tomlinson z niesamowicie niebieskimi oczami pracował w ogrodzie rezydencji. Kolegowaliśmy się. Ja miałam 12, on 15. Jednym z powodów naszej przeprowadzki do Stanów było to że zadawałam się z dużo starszym chłopakiem i że nie był on na moim poziomie. Chodziło o Louis'a.
-Louis - wyszeptałam patrząc mu w oczy.

A czy to różnica czy piszę np.: Louis'a - z apostrofem czy bez? Ja od zawsze tak piszę. I chyba nie umiałabym się już odzwyczaić..
Poza tym nie martwcie się. To że pojawił się nowy blog, nie znaczy że zaniedbam lub będę rzadziej dodawać rozdziały na HH i WN. Wszystko będzie jak po staremu ;*

3 komentarze:

  1. Jak słitaśnie! xD Będzie fajnie jak oni się spikną i ten tegoo xd Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooow :D Świetny rozdział :3 Strasznie ciekawa koncówka :D Nie mogę się doczekać kolejnego :D

    OdpowiedzUsuń