sobota, 9 sierpnia 2014

Chapter 13

Wieczorem przyszłam do pokoju Spencer'a.
-Emm.. Ja.. - nie zdążyłam nic powiedzieć bo nauczyciel wpił się w moje usta. Odsunęłam go od siebie ku jego zdziwieniu - Sądzę że nie powinniśmy.
-Żartujesz sobie Debby? - pokręciłam głową - Ja pierdole..
-Przepraszam Spencer...
-Nie wierzę - krzyknął, a ja zadrżałam.
-Uznałam że to na serio jest nieodpowiednie.. Ty znajdziesz sobie odpowiedniejszą dziewczynę - wymamrotałam. Patrzył na mnie spod byka.
-Myślałem że jesteś dojrzała Deborah - warknął.
-Ja..
-Widać nie na tyle - otworzył drzwi.
-Wybacz mi - zagryzłam wargę i wyszłam. Jadąc na swoje piętro opierałam się o ścianę windy - Łatwo poszło - westchnęłam.
Kogo ja oszukuję? Poszło koszmarnie. On będzie uczył w tej szkole jeszcze długo, a ja będę musiała się z nim widywać codziennie. Ruszyłam do swojego pokoju i walnęłam się na łóżko.
Nienawidzę swojego życia.

-Telefon do ciebie Debby - miesiąc temu wróciliśmy z Paryża. Spencer cały czas patrzył na mnie z ukosa, nie odzywał się do mnie, a w klasie nie był szczególnie zły dla mnie. Ruszyłam za jakąś nieznaną mi dziewczyną do sekretariatu.
Wzięłam słuchawkę do ręki.
-Deborah Hathaway? - spytał ktoś po drugiej stronie.
-Tak - mruknęłam.
-Komenda główna. Muszę przekazać Pani przykrą wiadomość.
-Jaką? - wyjąkałam.
-Pani ojciec został zamordowany - czułam jak serce podchodzi mi do gardła.
-Słucham? - wykrztusiłam tylko.
-Musi Pan przyjechać na pogrzeb oraz rozdzielenie majątku..
Nic nie mogłam powiedzieć. Mój ojciec nie żyje? Nie żebym go jakoś specjalnie lubiła, ale.. w końcu to Tata..
-Majątku? Nienawidził mnie, zostawił mi cokolwiek?
-Dowie się tego pani na spotkaniu z prawnikiem Pana Hathaway.
Wieczorem byłam już w drodze do domu.
-Hej Mamo - wymamrotałam do blondynki.
-Deb - przytuliła mnie mocno - Jutro pogrzeb, po tym odczytanie podziału majątku - wytarła zaszklone oczy.
Czy ja kiedykolwiek widziałam żeby mama płakała? Nie.
Poszłam do swojego pokoju, wzięłam komórkę.
-L..Louis? - wyszeptałam drżącym głosem.
-Deborah?
-Tak.
-Stało się coś? Dziwnie brzmisz..
-Czy.. jesteś gdzieś w pobliżu Stanów? - nie wytrzymałam i się rozpłakałam.
-Co się stało Debby? Przyjadę od razu..
-Mój tata nie żyje..
-Przykro mi.. Będę wieczorem w Stanach..
-Dziękuje ci..
-Kocham cię Debby - serce mi stanęło. Zaczęłam szlochać jeszcze bardziej, ale ze szczęścia, on to powiedział - Jesteś?
-Tak, Ja ciebie też - zaśmiałam się. Nie wierzę że usłyszałam to od niego.

-Jest to wola Pana Hathaway - w pomieszczeniu stałam tylko ja i mama, no i oczywiście prawnik. W ręku trzymał kopertę - Pannie Julianne Hathaway, przypada 1/5 majątku Pani byłego męża. Doborah Hathaway, tobie ojciec, powierzył firmę i resztę majątku.
To dojebał.
-Firmę? - wyszeptałam. Prawnik kiwnął głową - Ale ja nie.. Nie wiem jak się tym zająć..
-Masz wielu pracowników do pomocy - przypomniał prawnik.
-Ja.. ja.. ja..
-Poradzisz sobie - przytuliła mnie mama. Byłam absolutnie pewna że będzie na mnie zła.. No przecież dostałam większość majątku ojca.. Zamrugałam kilka razy. Wyszłam. Bez słowa. Wpadłam na Lou. Nie mówiąc nic objął mnie.
-Kocham cię Lou...
-Ja ciebie również Deb, i jak?
-Mam.. Mam całą firmę Taty - wyjąkałam. Louis spojrzał na mnie jakbym żartował - Mówię serio..
-Deborah..
-Wiem że nie dam rady..
-Pomogę ci Misia.. Sam mam firmę. Damy radę - pocałował mnie intensywnie.

Siedzę sama w starym gabinecie Taty. Przede mną dokumenty z firmy. Rozumiem już większość dzięki Louis'owi, on mi tłumaczy wiele rzeczy. Usłyszałam trzask na korytarzu. Niepewnie podniosłam się z fotela i podeszłam do drzwi. Chwyciłam klamkę, w momencie kiedy wypadły z zawisów. Wrzasnęłam i odskoczyłam. Ktoś złapał mnie za włosy, a przy skroni poczułam dziwny.. metal. Broń.
-Witaj Debby - usłyszałam kobiecy głos, bardzo dobrze mi znany. Przede mną pojawiło się kilka postaci. Jedna zdjęła kominiarkę, spod niej wypadł blond kucyk.
-Miley? - wyszeptałam.
-No ja.
Postać za nią również pozbyła się maski.
-Spencer? - poczułam łzy w oczach - Charlie? Owen?
Rozpłakałam się.
-Nie płacz, i tak nas to nie rusza - wymruczał mi do ucha ten który trzymał broń przy mojej głowie.
-Czego chcecie?
-Firmy, a tak właściwie praw i kasy z firmy - Miley uśmiechnęła się pod nosem.
-Czemu udawałaś moją przyjaciółkę?
-Musiałam się czegoś o tobie dowiedzieć. Spencer spał z tobą z tego samego powodu..
-Zabiliście mojego ojca?
-Szybko klei fakty - mruknął Charlie - Tak, my. Byliśmy pewni że to tobie odda firmę po śmierci, a z ciebie łatwiej wyciągnąć informacje i kasę.
-Złóż tu kilka podpisów - nakazał Spencer wkładając mi do ręki długopis i machając mi przed twarzą dokumentami.
-Nie - warknęłam i dostałam po twarzy - Bijcie mnie ile chcecie, i tak nie podpiszę. Jak mnie zabijecie, firma przechodzi na Louis'a.
-Jaka z ciebie idiotka, on tylko tego chciał! - zawołała Miley.
-Nie znasz go - zaśmiałam się.
-Niech zgadnę, kocha cię?
-Żebyś wiedziała.
-A ty jak ta głupia przepiszesz mu w każdej chwili firmę.
-Ufam mu - wyszeptałam.
-Głupia - prychnął Owen.
-Podpisz - warknął ktoś. Przestałam rozróżniać głosy, zaczęłam odpływać..

Obudziłam się wtulona w czyjeś ramiona. Za oknem burza. Zadrżałam.
-Spokojnie Debb - zamrugałam kilka razy i zobaczyłam Louis'a.
-To był sen? - wyszeptałam sama do siebie.
-Nie.
-Co?
-Ta twoje przyjaciółka i cała banda chcieli cię okraść.
-Jak to?
-Przyszli jacyś prawnicy do ciebie w tym samym czasie kiedy zemdlałaś. Ich ochroniarze załatwili sprawę.
Poczułam jak serce podchodzi mi do gardła.
-Ona mnie zdradziła.. Oni wszyscy mnie zdradzili - zaczęłam szlochać.
-Spokojnie. Jestem przy tobie.. - pocałował mnie.
-To było jak scena z filmu - zachichotałam.
-Kiepskiego filmu - grzmot. Wtuliłam się w Lou.
-Nadal nie mogę uwierzyć w to że wróciłeś do mnie.. - musnęłam ustami jego policzek.
-Potrzebuje miłości.. A wiem że ty mnie kochasz.. Choć boli mnie to że zostałem okłamany..
-Lou...
-Wiem. Rozumiem Najdroższa..
-Awww - złapałam zębami za jego wargę - Kocham cię.

Jedną z najstarszych ludzkich potrzeb jest mieć kogoś, kto zastanawia się, gdzie jesteśmy, kiedy nie wracamy wieczorem do domu. 

5 komentarzy: